czwartek, 4 października 2012

Smaki Italii - Wenecja

Juz dwa tygodnie minely od naszej wloskiej przygody. Jeszcze niedawno spacerowalismy po weneckich mostach, plakalismy nad tragicznym losem kochankow w Weronie, opychalismy sie tagliatelle w Bolonii, imprezowalismu jak Fellini w Rimini, podziwialismy Michalowego nagiego Dawida w Firenze, po polsku nudnie nazwana Florencja. W Toskani odpoczelismy w cieniu krzywej wiezy, a na koniec drogi, jak zawsze ponoc, zaprowadzily nad do Rzymu, gdzie przytoczeni tegoz wielkoscia, zasiedlismy na Hiszpanskich Schodach i lizac gelato, pozegnalismy kraj, w ktorym nawet prosty czlowiek mowi jezykiem poetow.


Wspominalam juz o mojej niesamowitej wrzesniowej podrozy do Wloch. Dwa tygodnie w krainie pasta i pizza plynacej bylo wspanialym przezyciem. Przez dwa tygodnie podrozowalismy od miasta do miasta rozpoczynajac od Wenecji przez Werone, Bolonie, Rimini, Florencje, Lucce, Pise do Caput Mundi - Rzymu, ktory po odwiedzeniu przeze mnie po raz juz drugi, nie stracil statusu najpiekniejszego miasta w Europie, oczywiscie zaraz po Wroclawiu. To byla podroz marzen, dlugo wyczekiwana i planowana, z plecakiem na plecach i spaniem w dosyc tanich miejscach, aby jak najwiecej srodkow pienieznych poswiecic na slynne wloskie jedzenie. Nie jedlismy w zadnych drogich restauracjach. Zamiast tego szukalismy malych Tratorii, w ktorych jadaja sami Wlosi i musze przyznac z duma, ze nawet w Rzymie pelnym przyjezdnych, nam to sie udalo. Zdarzylo nam sie tez kilkakrotnie przygotowac wlasne posilki na kempingu lub po prostu na plazy. Zrealizowalam wiekszosc moich kulinarnych marzen. Skupilam sie na potrawach, z ktorych dany region slynie i sa to glownie klasyki znane na calym swiecie. Chcialam na wlasnym podniebieniu przekonac sie jak powinny one smakowac
i wygladac. Nie rozczarowalam sie. Wlosi sa mistrzami kuchni bez dwoch zdan.


Wenecja byla naszym pierwszym przystankiem. Niestety okazala sie niesamowicie droga, wiec kulinarna podroz rozpoczelismy od wloskiego fast-food'u, ktory pomimo bycia tymze, nie rozczarowuje jakoscia i pomyslowoscia.

Pierwszego dnia zjedlismy pizze w typowa turystycznej niestety, ale taniej jadlodajni, gdzie jedynymi Wlochami bylo dwoch Gondolierow, ktorzy wpadli doslownie na 2 minuty, na szybkie piwko... Rzucili swoje kapelusze na krzeslo, wypili piwo duszkiem, wlozyli kapelusze z powrotem na glowy i wybiegli rozesmiani. Reszta osob w tym maciupkim miejscu bylismy my i obsluga z Albanii i Chin.


Drugi dzien w Wenecji - ktora pomimo tego, co wielokrotnie slyszalam, wcale brzydko nie pachnie - byl zdecydowanie lepszy pod wzgledem kulinarnym. Zrozumiawszy, ze nie mamy wystarczajaco srodkow na jedzenie w restauracjach,
z ktorych wiekszosc i tak byla bardzo mocno nastawiona na turystow, postanowilismy improwizowac i tak po sniadaniu zakupionym w kempingowym supermarkecie, kolejnym bylo wspaniale ciastko z weneckiej Pasterii, ktore zamowilam
w moim przekonaniu plynna wloszczyzna, i ktorego, cala czerwona z dumy, nazwy zapomnialam zapisac. Bylo to kruche ciasto wypelnione sliwkowym dzemem, bardzo popularny we Wloszech deser, ktory w ciagu 16 dni jeszcze nie raz jadlam wypelnione nadzieniem o roznych smakach.


Chodzac po waskich uliczkach Wenecji zawedrowalismy do dzielnicy Zydowskiej i nagle poczulam sie jak na krakowskim Kazimierzu. Cudne miejsce pelne straganow i sklepow ze wspaniale wygladajacymi weneckimi slodyczami - slynne marcepanowe owoce (Frutto di Marzipane) kusily kolorami:


Ale najpiekniejszy dla mnie chyba byl widok wielkich bukietow z papryczek chili w przepieknych rudosciach, czerwieniach i zieleniach krolujacych na straganach. Nie moglam przezalowac, ze to dopiero poczatek podrozy i nie moglam jednego
z nich zakupic i wsadzic do nieprzeladowanego jeszcze plecaka...


Po dlugim dniu i kilku smakowitych Bellini (koktajl z prosseco i brzoskwiniowego musu) w umieszczonej przy jednym
z mniejszych kanalow kawiarance, postanowilismy znalezc cos taniego do jedzenia. Tuz przy Piazzale Roma w jednej
z licznych fast-foodowych budek zakupilismy proste, ale przepyszne Rottolini Caldi. Ja widac ponizej prosty zawijaniec
z cienkiego ciasta pelen pysznej Prosciuto Cotto (Szynka gotowana), mozarelli i salaty na cieplo. W calkiem, uwierzcie mi, przystepnej cenie, smaczny i satysfakcjonujacy posilek.


Nasz drugi i ostatni wieczor w przepieknej, ale troszke zbyt pelnej turystow Wenecji, zakonczylismy siedzac nad brzegiem kanalu, tuz obok mnostwa zaparkowanych policyjnych motorowek pijac Prosecco (wloskie, produkowane wylacznie
w rejonie Veneto, wino musujace, ktore dla mnie smialo zastepuje szampana) zakupione w jednej z fast-foodowych budek w rozmiarze jednoosobowym, idealnie schlodzone. Zostalismy tez zaopatrzeni przez radosna sprzedawczynie
w plastikowe kubeczki. Prawdziwe Dolce Vita!


No, a pozniej zjawila sie Polizie... Zaparkowali kilka motorowek tuz obok nas i gromadnie przetoczyli sie obok, zupelnie nas ignorujac, no bo przeciez kto bedzie zaczepial w przepieknej Italii zakochana pare, pijaca spokojnie wino
w przepiekny, cieply wieczor al fresco :)))) Kocham Wlochy!!!


Zapraszam wkrotce na dalsza podroz smakowa przez przepiekny kraj Michala Aniola.

3 komentarze:

  1. ojejjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj jakie piękne te zdjecia

    OdpowiedzUsuń
  2. jak przyjemnie się czytało i obrazki oglądało

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieki Dziewczyny! Ciesze, ze udalo mi sie interesujaca przedstawic Wenecje :)

    OdpowiedzUsuń