poniedziałek, 15 lipca 2013

Pachnący sliwką chleb za zakwasie.

Prosty przepis na chleb na zakwasie wymieniony z kolega z pracy, który nie tylko jest w związku z bardzo polska Izabella, ale także ma namiętny romans z polskim chlebem. Izabella na tyle rozkochała Dave ’a w tym przysmaku, ze rozpoczął jego samodzielne wypiekanie z bardzo smacznymi efektami (mogę potwierdzić, bo wielka kromka została mi dostarczona do samego biurka w zeszłą środę ).


Polecam, bo jest prosty i może chleb nie jest najpiękniejszym wypiekiem świata, ale zdecydowanie jednym z najsmaczniejszych. Leciutko go zmodyfikowałam dodając śliwkowe otręby i efekt jest zaskakująco pyszny. Chleb jest wilgotny i ma bardzo chrupiącą skórkę, a leciutki posmak śliwki dodaje czaru temu wytrawnemu wypiekowi.

PROSTY MIESZANY CHLEB ZA ZAKWASIE Z ZIARNAMI I SLIWKOWYMI OTERBAMI:

Skladniki:

• 250g maki pszennej chlebowej

• 250g maki żytniej chlebowej

• 250g maki pszennej z pełnego przemiału chlebowej

• 1 łyżka soli

• 1 łyżka cukru (ja oczywiście użyłam ksylitolu, ale nektar z agawy tez byłby ok)

• Pol szklanki płatków owsianych

• Pol szklanki otrębów pszennych

• Pol szklanki otrębów pszennych śliwkowych

• Pol szklanki ziaren w równej ilości (pestki dyni, ziarna sezamu i słonecznika)

• 1 łyżka ziaren czarnuszki

• Około 250 ml dokarmionego dzień wcześniej zakwasu pszennego

• 4 szklanki wody o temperaturze pokojowej

Wykonanie:

1. Wszystkie składniki łączymy w dosyć dużej misce – najpierw suche, dobrze mieszamy, dodajemy zakwas i wodę. Mieszamy, aż się składniki połączą i nie będzie żadnych widocznych suchych miejsc.

2. Przekładamy do prostokątnej formy chlebowej porządnie wysmarowanej oliwa i wysypanej czarnuszka, wygładzamy, smarujemy górę oliwa i porządnie nakrywamy folia plastikowa.

3. Odstawiamy formę w bardzo cieple miejsce – około 25C (ja użyłam naszej szafy z bojlerem, która jest zawsze cieplutka) na jakieś 4-5 godzin lub aż ciasto podwoi objętość.

4. Piekarnik nagrzewamy do 180C (z termo obiegiem), na spod wkładamy puste żaroodporne naczynie. Kiedy piekarnik jest nagrzany wlewamy do naczynia szklankę wody i wkładamy formę na środkowa poleczkę piekarnika.

5. Pieczemy 1 godzinę i 15 minut – po 15 minutach należy wyciągnąć formę z woda, jeśli jeszcze jakaś została. I piec prze kolejną godzinę.

Smacznego.

poniedziałek, 18 lutego 2013

All mine



All stars may shine bright
All the clouds may be white
But when you smile
Ohh how I feel so good
That I can hardly wait

To hold you
Enfold you
Never enough
Render your heart to me

All mine...
You have to be
From the cloud number nine
Danger starts the sharp incline
And such sad regrets
Ohh as those starry skies
As they swiftly fall

Make no mistake
You shan't escape
Tethered and tied
There's nowhere to hide from me

All mine..
You have to be

Don't resist
We shall exist
Until the day I die
Until the day I die

All mine...
You have to be ***

Sobotni poranek lsnil silnym wiosennym sloncem, ptaki nagle przebudzone jasnymi promieniami podnosily glosna wrzawe. I nagle wydalo mi sie, ze uslyszalam w ich szczebiocie zew morza... Slyszalam cichy mruk fal delikatnie oblizujacych brzeg inkrustowany malzami o lsniacych muszlach i otulony butelkowo zielonym wlosem wodorostu, z wplecionymi lsniacymi babelkami powietrza.

Zew morza...Zawsze go czulam. Kiedy bylam mala dziewczynka, mama mowila, ze po morskiej podrozy statkiem, kiedy bylam ledwo zarysem siebie wtulona w cieple lono, tak mi zostalo. Ze mimo, iz corka gorala, mam morze we krwi. A przynajmniej jego pomruk...

W dziecinstwie pomiedzy prawie corocznymi wakacjami nad Baltykiem, snilam sny o morzu... Bieglam 
w kierunku wydm, wspinalam sie goraczkowo po schodach prowadzacych na plaze i nagle u szczytu uderzal mnie zapach i dzwiek fal, uderzajacych o brzeg i zalewal mnie nagly spokoj. Spokoj na miare tego w lonie. Cieply, dobry i przyjazny spokoj, ktory czuje tylko dziecko wtulone w mame.



Doroslam, swiat dookola mnie zaczal mowic innym jezykiem, Baltyk zmienil sie we wszechotaczajaca wielka wode, ale to uczucie spokoju pozostalo. Morze nadal wzywa mnie, jak zaklete przynajmniej raz w roku, przynajmniej na kilka godzin. Komfortowe uczucie bliskosci sprawia, ze nie tesknie tak mocno za groznym Baltykiem. 

Tesknie za to za szumem fal, bo kaprysne wody otaczajace Wyspe nie lubia byc ogladane, wciaz obrazone chowaja sie przed ludzkim okiem. Uciekaja od brzegu na wiele kilometrow, pozostawiajac osamotnione piaski i kamienie na dlugie godziny. Zapach jednak pozostaje, niezmienny zapach morza; mokry i slony wypelniajacy spragnione pluca odwiecznym spokojem. 

Ale jest jeszcze mgla. Mgla o jakiej mozna tylko zamarzyc wedrujac po baltyckich wydmach. Mgla gesta jak krem, koloru karmelu. Mgla, ktora szczelnie zaslania swa gruba zaslona caly swiat przed nami. Ta mgla to nie zart. Jest wszechogarniajaca, lecz nie przytlaczajaca. Jest przytulna. Jak lono matki. Jestem w niej zakochana miloscia bezkrytyczna, bezwarunkowa i dalabym jej sie poniesc na koniec swiata. Fog, my Love...


Portishead to male nadmorskie miasteczko tuz obok Brystolu w hrabstwie Somerset. Posiada ono dluga historie portu rybackiego, a jego zagadkowa nazwa oznacza port u wejscia rzeki (ang."port at the head of the river"). Jak kazde rybackie miasteczko posiada doki, ktore zostaly przemienione w luksusowa dzielnice 
z pieknymi, malymi mieszkankami, ale takze jedna z pierwszych napedzanych weglem, stacji elektrycznych, ktora powstala juz w 1926 roku. I tyle o Portishead. Nie wiecej, nie mniej.

Jest jeszcze angielska grupa Portishead pochadzaca z oddalonego o 8 mil Brystolu. Trip hopowa muzyka 
o hipnotyzujacych wlasciwosciach towarzyszyla mi w mlodosci w nadbaltyckich wedrowkach, a w ostatnia sobote zabrala mnie do zrodla tej, od dawna fascynujacej mnie tajemniczo brzmiacej nazwy. 
I zrozumialam... Ta mgla, cisza musialy byc nieoceniona inspiracja dla artystow. W mojej wyobrazni slysze glos Beth, niczym syreni spiew, przedostajacy sie przez sklebione zaslony mgly, probujacy zwabic zagubionego wedrowca w glebiny niewidocznego przez gesta mgle morza...





*** "All mine" - utwor Portishead z albumu Portishead z 1997 roku.


niedziela, 17 lutego 2013

Milosny sernik waniliowo-malinowy z fistaszkowym spodem.


Nie obchodze Walentynek w sklepowym stylu, ale jestem gleboko przekonana, ze dodatkowy dzien w roku  motywujacy do bycia szczegolnie milym dla tej ukochanej osoby nie jest niczym zlym, a uczucie mozna wyrazic na wiele sposobow, niekoniecznie sklepowych. U mnie milosc zawsze wylewa sie z garnkow... Ugotowanie lub upieczenie czegos wyjatkowego dla ukochanego mezczyzny jest nie tylko przyjemnoscia dla niego, ale i dla mnie.
W tym roku postanowilam rozpiescic go sernikiem, ktory uwielbia. Mimo brytyjskiego pochodzenia lubuje sie w, tak niespotykanych na Wyspie, sernikach pieczonych o ile maja ciasteczkowy spod, wiec postanowilam dokladnie taki zrobic. Ale u mnie nic nie moze byc zbyt proste i postanowilam zaryzykowac moje ostatnio odkryte i od tego czasu ulubione polaczenie malin z maslem orzechowym (tudziez w Polszczyznie "fistaszkowym").
To ryzykowne polaczenie smakow nie rozczarowalo poraz kolejny i slodki smak waniliowego sernika z kwaskowata malinowa gora zostal wspaniale sprowadzony na ziemie lekko slonawym posmakiem owsianego spodu  z dodatkiem,
w zastepstwie zwyklego masla, masla fistaszkowego. Flavours galore!!!***



SERNIK WANILIOWO- MALINOWY Z FISTASZKOWYM  SPODEM:

Skladniki:

Masa serowa:
  • 1kg sera na sernik z wiaderka
  • 1 laska wanilii lub za Liska mozna dodac saszetke budyniu waniliowego lub torebke cukru waniliowego
  • 3 jaja
  • 100g ksylitolu z nutka wanilii lub zwyklego drobnego cukru lub cukru pudru
  • 3 plaskie lyzki maki kukurydzianej lub ziemniaczanej
  • 200g mrozonych malin do udekorowania (moga byc jak najbardziej swieze)

Ciasteczkowy spod:
  • 250g ciasteczek owsianych (ja uzylam angielskich Hobnobsow, ale jestem pewna, ze jest wybor podobnych na polskich polkach)
  • 100g masla orzechowego / fistaszkowego bez dodatku cukru i soli (najlepsze byloby takie lejace)

Wykonanie:

1. Nagrzewamy piekarnik do 175 stopni Celcjusza.

2. Ciasteczka przekladamy do procesora i mielimy na drobna maczke. Jesli nie mamy robota kuchennego, wystarczy wlozyc je do plastikowej torebki, zawiazac i porzadnie stluc walkiem do ciasta. Nastepnie mieszamy je z maslem orzechowym bardzo dokladnie i wykladamy gotowa masa forme do ciasta. Ja mialam serduchowa, ale oczywiscie okragla rowniez sie nada. Najlepiej o srednicy okolo 23cm. Mase ciasteczkowa nalezy bardzo dokladnie ugniesc, a nastepnie wlozyc forme do lodowki na czas przygotowywania masy serowej.

3. Ser przekladamy do duzej miski i miksujemy bardzo dokladnie z reszta skladnikow, poczynajac od jaj, poprzez wyskrobane ziarenka wanilii, ewentualnie budyn i cukier waniliowy, cukier puder i make kukurydziana. Masa musi byc bardzo gladka.

4. Gotowa mase wykladamy na ciasteczkowy spod, wygladzamy, a nastepnie wciskamy w mase zamrozone maliny.
Ja wylozylam je dosyc gesto, ale zalezy to oczywiscie od naszych upodoban.

5. Pieczemy przez 45 - 50 minut, a nastepnie pozwolimy calkowicie ostygnac w lekko uchylonym piekarniku. (Ja tego nie zrobilam, bo musialam wypiek schowac i przez to gora lekko popekala niestety). Po ostudzeniu wkladamy najlepiej na cala noc do lodowki. Ja zwykle przechowuje sernik w lodowce przez caly czas jego zywota, zwykle krotkiego, bo schlodzony po prostu lepiej smakuje.

***(ang. w luznym tlumaczeniu 'orgia smakow' )

niedziela, 3 lutego 2013

Sorbet malinowy z maslem orzechowym



W poszukiwaniu slodkiego goraczkowo przeszukujac szafki, by znalezc cos co uspokoi palajaca rzadza palete, a nie bedzie zbyt grzeszne, natknelam sie na dawno zapomniany sloik afrykanskiego masla orzechowego bez dodatku cukru. 
I juz mialam kroic jablko w plasterki, polac je lekko lyzeczka masla orzechowego i w tez sposob zaspokoic moja zachcianke, gdy przypomnialam sobie o torebce malin w zamrazalniku . W ten zupelnie przypadkowy sposob powstalo genialne polaczenie smakow, ktore zwalilo moje kubeczki smakowe z nog. Kwaskowate maliny lekko oslodzone cukrem z nutka wanilii, wzbogacone odrobina kremowego masla orzechowego sa niesamowitym smakowym wynalazkiem, wartym powtorzenia, wielokrotnie...



SORBET MALINOWY Z MASLEM ORZECHOWYM:

Skladniki:
porcja dla 2 osob
  • 200g mrozonych malin
  • 2 lyzki ksylitolu aromatyzowanego laska wanilii (mozna oczywiscie zastapic cukrem lub cukrem waniliowym)
  • 50g jogurtu naturalnego 
  • 1 duza lyzka masla orzechowego gladkiego bez dodatku cukru


Wykonanie:

1. Wszystkie skladniki (zachowujemy 2 maliny w zamrazalniku do dekoracji ) przekladamy do blendera i miksujemy na gladka mase przez okolo 4 minuty w polowie przerywajac, aby wmieszac czastki osadzajace sie na sciankach.

2. Serwujemy od razu posypujac roztrzaskana, najlepiej w mozdzierzu, malina. Mozna zamrozic i przed serwowaniem wyjac z zamrazalnika i delikatnie przemieszac, gdy sie juz lekko rozpusci lub wrzucic z powrotem do blendera, aby pozyskac lekka konsystencje sorbetu.




Powrot do blogowania po dlugim czasie jest cudowna odmiana. Mialam taka strasznie zapracowana zime...Nie mialam nawet ochoty na robienie zdjec, temu co gotowalam. Nie bylo swiatla, mieszkanie widzialam zawsze w porannej ciemnosci lub wieczornym zmierzchu i zanim pojawilo sie cos na stole marzylam tylko o zjedzeniu tegoz i kanapie z ksiazka w reku albo po prostu wylaczeniem sie przed niebieskim pudelkiem, W weekendy scenariusz byl ten sam, bo moja obecnosc w pracy byla wciaz wymagana.
Powoli odzywam... Za trzy tygodnie czeka mnie urodzinowy urlop w Polsce, czas spedzony z rodzina i przyjaciolmi doda mi energii i przywroci entuzjazm. A po powrocie kilka dni dla siebie, a potem rozpoczynam prace w nowej firmie. Nowi ludzie, nowe wyzwania i przede wszystkim wolne weekendy. Mam nadzieje, ze ten nie tak juz nowy rok 2013 bedzie nadal uplywal pod sprzyjajacymi mi gwiazdami.
Pozdrawiam cieplo z pochmurnej Wyspy wszystkich, ktorzy powoli odsyskuja energie po dlugiej zimie...

piątek, 1 lutego 2013

Kremowe pory i pistacjowy dorsz na czarnym risotto


Rozpieszczam sie smakowo. Bo to, ze dieta - a jest - nie znaczy, ze musi byc nudno na talerzu. Zima wydaje sie taaaka dluga w tym roku i brakuje mi mojego kochanego zielonego, a zupelnie zapomnialam o tym wspanialym i bardzo zielonycm warzywie zwanym POR. W polaczeniu z kremowym sosem i lekka ryba na delikatnym risotto sepia* przytarganym z Wenecji, nie tylko pieknie prezentuje sie kolorystycznie, ale lechce kubki smakowe wieloma smakami, ktore wspaniale sie uzupelniaja.

KREMOWE PORY I PISTACJOWY DORSZ NA CZARNYM RISOTTO:

Skladniki:
na 2 porcje

  • 1 duzy por pokrojony na plasterki razem z zielona, gorna czescia
  • pol litra warzywnego bulionu
  • serek kremowy typu filadelfia z obnizona zawartoscia tluszczu (okolo 3 lyzek)
  • peczek pietruszki poszatkowany
  • kilka galazek tymianku, oskubanych
  • sol i pieprz
  • 2 filety z dorsza
  • 10 pistacji
  • przyprawa mieszana: ziola, chili i czosnek
  • oliwa z oliwek
  • 80g czarnego risotto, jesli nie to zwykly ryz na risotto lub po prostu basmati
Wykonanie:
1. Por podsmazamy na malej lyzce oliwy i kiedy sie zeszkli, wlewamy okolo 125ml bulionu, a nastepnie dodajemy kremowy serek. Doprawiamy do smaku i gotujemy na malym ogniu, az zmieknie i stanie sie muslinowo przezroczysty i kremowy. Pod koniec dodajemy natke i tymianek.

2. W tym czasie do pozostalego goracego bulionu dodajemy ryz i gotujemy na malym ogniu, az do wsiakniecia plynu. Jesli ryz zacznie za bardzo wysychac mozna dodac wody. Nie dodalam wiecej bulionu, jak w klasycznym risotto, poniewaz nie chcialam stracic lekko rybnego posmaku atramentu z osmiornicy.

3. Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni.

4. Pistacje wyluskane ze skorupek ltuczemy w mozdzierzu i mieszamy z przyprawa. Zaroodporne naczynie lekko smarujemy oliwa i wykladamy do niego filety z dorsza. Ich wierzch rowniez smarujemy oliwa i posypujemy przyprawa,
a nastepnie ja lekko dociskamy. 

5. Pieczemy rybe przez okolo 10-12 minut w zaleznosci od grubosci filetow, a nastepnie grillujemy przez 2 minuty, aby pistacjowa posypka sie zarumienila. Serwujemy rybe na ryzu polanym lekko kremowym sosem z pora.

Smacznego!


*risotto sepia lub risotto negro (wl.czarne risotto) to ryz risotto, ktory zostal zabarwiony na czarno atramentem z osmiornicy. Bardzo popularne w rejonie Veneto, a zwlaszcza a Wenecji, co z pewnoscia jest skutkiem bliskosci morza.

czwartek, 31 stycznia 2013

Waniliowe racuchy z ricotta oraz jagodami i malinami.



Tlustoczwartkowy przepis (JUZ ZA SIEDEM DNI), ktory zainspirowany zostal trzema kulturami: polska, angielska i wloska. Polskie ukochane racuchy w wytrawnej wersji sa ulubionym sniadaniowym przysmakiem w Anglii, a dodatek ricotty jest uklonem w strone mojej i jego ukochanej kuchni wloskiej.

WANILIOWE RACUCHY Z RICOTTA ORAZ JAGODAMI I MALINAMI:

Skladniki:
na 10 racuchow (kazdy okolo 120 kcal)
  • 250 g sera ricotta (mozna tez zastapic serem na sernik)
  • 3 jajka (bialka oddzielone on zoltek)
  • szczypta soli do bialek
  • pol laski wanili i lyzka ksylitolu aromatyzowanego od swiat zuzyta laska wanilli
  • 100g maki ryzowej (mozna ja zastapic pszenna lyb nawet pszenna z pelnego przemialu)
  • 2 lyzeczki ksylitolu zmielonego na puder (zawsze mam zapas w kuchni, bo swietnie zastepuje zwykly puder)
  • 1/4 lyzeczki sody oczyszczonej 
  • garsc mrozonych malin i jagod (jeszcze tych zachowanych z Cannock :)
Wykonanie:

1. Ser miksujemy z zoltkami na gladka mase. Bialka ubijamy na sztywna z sola.
2. Make mieszamy z wanilia, cukrem i soda i dodajemy do sera. Miksujemy na gladko. Odstawiamy na 10 minut, aby soda zapracowala.
3. Dodajemy ubite jajka i zamrozone owoce i delikatnie mieszamy spatula. Robimy to tuz przed smazeniem.
4. Smazymy na oleju na bardzo malym ogniu przez 1-2 minuty z kazdej strony.

Posypujemy ksylitolowym cukrem i papamy :)


sobota, 24 listopada 2012

Smaki Italii - Toskania winem i gelato plynaca...(I)

Pazdziernik choc lubie za mgly wiszace pomiedzy galeziami kolorowych jeszcze drzew, za lekko mrozne poranki i zmiane czasu na zimowy, niestety ma wielka wade. Brak naturalnego swiatla w godzinach popoludniowych, kiedy wracam do domu z pracy z nadzieja, ze tym razem uda sie mi pofotografowac przy moim ulubionym swietle wpadajacym przez zachodnie okno mojego salonu. Niestety o godzinie 17.30 to jest juz tylko pobozne zyczenie. W zamian wiec rozprawiam sie z tysiacem zdjec z Wloch. 
Dzisiaj cofam sie troche w czasie i wracam do pieknej Firenze (Florencji - o wiele bardziej przypadla mi do gustu jej wloska nazwa). Firenze znajdujaca sie w tak ostatnio popularnej Toskanii swym pieknem nie zawiodla, a i jedzenie bylo wyjatkowo wspaniale.

Pierwsze nasze florenckie doswiadczenie polegalo na znalezienia autobusu, ktory zabierze nas z powrotem do miasta z oddalonego o kilka kilometrow kempingu i znalezienie jednej ze slynnych Gelateri. Florencja slynie z licznych lodziarni, gdzie lody sa wytwarzane wrecz na zapleczu zgodnie z prywatna i chroniona receptura, Wiele z tych miejsc produkuje lody o fantazyjnych smakach, jak sezam, ale zawsze tez mozna zalezc klasyki jak moja ukochana Niocolla - o smaku orzechow laskowych. W tej Gelaterii obzeralismy sie lodami kokosowymi i czeresniowymi. Mniam.

Nastepnego dnia wieczorem wybralismy sie do Tratorii - malej rodzinnej restauracja, ktora wydawala nam sie zupelnie pusta dopoki nie zostalismy zaprowadzenie na tyly do czesci gdzie al fresco, obiad spozywalo kilkadziesiat wloskich par, rodzin i grup. Wpaniala atmosfera, przemila kelnerka mowiaca imponujaca angielszczyzna z silnym amerykanskim akcentem i przepyszne jedzenie. Na deser zjadlam moje ulubione lodu Tartuffo - niestety kupne, ale i tak najlepsze, jakie jadlam.



A na tym placu zjedlismy spokojny, niespieszny lunch, ktory po wspieciu sie na 464 schody wiezy Duomo, byl jak najbardziej wskazany...

...z winem

...i najlepsza pizza: Diavolo - proste polaczenie sera, pomidorow, cebuli i czosnku. Lepszej chyba nawet w Rzymie nie znalezlismy.
The Oil Shop to wpaniala mala dziura w scianie z pysznymi kanapkami w stylu Subway, zawierajacymi najlepsze wloskie skladniki. Zamiast masla wlasciciele polewaja je oliwa wlasnej produkcji.

A oto klasyczna Sub Polpette z miesnymi kulkami.


Wlasciciele mowia swietnym angielskim i widac dume w tym co robia. Fantastyczne male miejsce na szybki lunch. Oprocz poniedzialkow, bo wtedy zamkniete.
Suppli - kula z ryzu z sosem pomidorowym napelniona mozarella. Ja swoja oddalam Carlowi - za bardzo przypominala mi znienawidzona pomidorowke z ryzem.


Kawa, jak zawsze wspaniala, wypita w pobliskiej kawiarni, prawdziwie po wlosku, bo na stojaco, dzieki czemu byla jakies 2 euro tansza.

Bedzie wiecej.... :)