niedziela, 27 marca 2011
Weekend pelen zajec.
Zadnych planow nie bylo szczegolnych, a praktycznie caly weekend nie zatrzymalam sie, nie mowiac juz
o ugotowaniu czegos szczegolnego. O ironio, w piatek rano przed praca udalo mi sie stworzyc dzieki mojemu nowemu nabytkowi - Syropowi z Agawy- muffinowy masterpiece. Im mniej mam czasu, tym wiecej go mam, jesli ma to sens...
A w weekend zamowilismy cala tone ziemi, ktora wypelnila wybudowany przez Andrzeja Warzywniak, jak ja go postanowilam nazywac, ktory jest wielkim pasem ziemi obramowanym plytami z betonu, w ktorym bede uprawiala rozne warzywne cuda. Potem wyprawa do centrum ogrodniczego, gdzie popadlam w stan nazywany czesto oczoplasem. Wozek wypelnil sie bardzo szybko sadzonkami i tylko interwencja A. uratowala mnie przed bankructwem, he, he. Wiec w lecie bedziemy mieli:
Papryke slodka, ostra i cajenne,
Pomidory sliwki, czarne cherry, zolte sunbaby, czerwony i zolty ozarowski i bycze serce,
Patiosony,
Brukselke,
Kapuste,
Mix salad,
Truskawki,
Ogorki i jakis milion ziol.
Miejmy nadzieje, ze pogoda bedzie sprzyjala i moja reka nowicjusza nie zawiedzie. W razie czego mam Mame na Skypie, ktora rozwiewa moje ogrodnicze watpliwosci. Dzieki Mamo :)
Sobotni wieczor spedzilismy w milym towarzystwie przy milym winku i jeszcze milszym scratchowaniu pewnego pana D.
Rano popedzilam na Pchli Targ, ktory sie nie odbyl...w poszukiwaniu baniek metalowych po mleku na stylowe sadzenie ziol. A wrocilam z zielona miska krysztalowa i zielonym dzbankiem, ktory postanowilam bedzie na wino. I jeszcze z butami....
Popoludnie w ogrodzie, gdzie truskawki zajely dumne miejsce w wiszacych koszykach i w Warzywniaku tuz obok Pani Szalwii i Pana Tymianku niedaleko Karlowatego krzewka Curry. Obiad grillowany i saladkowy popijany winkiem z zielonego dzbanka byl tak szybki, ze nie bylo kiedy fotografowac, a szkoda, bo salata w zielonej misce z biala porwana niedbale mozarella prezentowala sie iscie po krolewsku.
Dopiero wieczorem znalazlam czas, zeby sie troche zrelaksowac i obejrzalam swietny i inspirujacy film "Julie & Julia". Co za niesamowita kobieta Julia Child... Juz wiem, jaki bedzie nastepny zakup ksiazkowy :)
No ale wracajac do mojego piatkowego przedpracowego wyczynu:
OWSIANE MUFFINY Z CZEKOLADA I SUSZONA CZARNA PORZECZKA:
Skladniki:
2 szklanki maki pszennej z pelnego przemialu,
2 jajka,
2 lyzki syropu z agawy (uwaga 1.5 raza slodszy od cukru),
2 czubate lyzki platkow owsianych,
spora garsc czarnej suszonej porzeczki sparzonej goraca woda,
1/4 tabliczki czekolady 70% kakao,
szklanka mleka 1.5% tluszczu,
plaska lyzka proszku do pieczenia,
szczypta soli,
laska wanilii,
lyzeczka cynamonu,
kilka kardamonow, a raczej wyluskanych i zmiazdzonych jego nasion,
1 pomarancza
Wykonanie:
Platki owsiane nalezy uprazyc na suchej patelni caly czas mieszajac, aby nie przypalic, az sie ladnie zarumienia. Suche skladniki mieszamy w misce, odkladajac na bok okolo 1 lyzke uprazonych platkow. Wlac mleko, zetrzec skorke z pomaranczy, wycisnac sok, czekolade polamana na male kawalki dodac
i wymieszac. Odstawic na jakies 10 minut.
Tak przygotowane ciasto nakładam do formy muffinowej, wypełniając każdy otwór do trzech czwartych wysokości. Muffiny posypuję je resztą płatków owsianych i piekę 20-25 minut - czy są doskonale upieczone sprawdzam, wkłuwając do środka patyczek - jeśli po wyjęciu jest suchy, znak to, iż czas wyciągać je
z piekarnika.
Po wyjęciu muffiny zostawiam w formie przez 10 minut, potem delikatnie je wyjmuję. Najlepiej je zjesc tego samego dnia, bo niestety potem staja sie twardawe, choc nadal smaczne.
Zainspirowane tym przepisem.
Swietnie nadaja sie na sniadanie weglowodanowe w diecie MM i dzieki zawartosci syropu z agawy nie maja wysokiego IG. Jednakze nie nalezy ich jesc zbyt czesto ze wzgledu na czekolade :(
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz