wtorek, 20 listopada 2012

Weekendowe zurawinowe miniatury


     Sobotnie Elektryczne Kino, w ktorym zobaczylam Mistrza mistrza Andersona, wtulona w skorzane oparcie kanapy 
o imieniu Davis, popijajac aromatyczny koktail Rum Lola Rum z ciemnego rumu i soku z  z u r a w i n y  na pokruszonym lodzie. Mistrz - pozostawiajacy z lekkim bolem glowy i rozdraznieniem wrecz to stadium diagnozy, ktora nie zawsze rowna sie uleczeniu i ludzkiej sklonnosci do otwarcia umyslu na nawet najbardziej niedorzeczne mistyczne idee, jesli tylko ktos otworzy dla nas ramiona i powie: zaslugujesz na milosc bezwarunkowa i pomoc z niepowodzeniami swej egzystencji. Glowny bohater Freddie Quell jest gleboko nieszczesliwym i zagubionym wojennym weterenem poddanym eksperymentom nowego ruchu scjentologicznego, ktore nie tylko nie pomagaja mu w zaden sposob, ale, po uswiadomieniu mu czego pragnie i jakie bledy popelnil, pozostawiaja go bez odpowiedzi, jak swemu cierpieniu ulzyc. Kiedy w koncu postanawia odejsc i pograzyc sie w cierpieniu, zostaje wezwany przez Mistrza Lancastera Dodda (grany przez genialnego Philipa Seymoura - Hoffmana, widzianego tez w Magnolii) tylko po to, by zostac odrzuconym i pozostawionym samemu sobie po raz kolejny.

     Nowe rekawiczki okreslone bardzo Kasiowymi z wloczkowymi babelkami, zakupione za siodmaka na Swiatecznym Jarmarku w Birmingham, odwiedzonym przeze mnie juz po raz czwarty (!). Niestety zamkniety zbyt wczesnie, zanim zdazylam zjesc upragnionego Burgera ze Strusia. Zjedzona w zamian zupa mocno pomidorowa za 30 pensow, bo juz pozno i trzeba ja wyprzedac. Rozgrzala, spozyta plastikowa lyzka, stojac na palcach jak baletnica, na tylach jednego 
z zamknietych juz jarmarkowych stoisk.


     Niedzielny spacer po glownej ulicy Erdington (High Street) w sloncu i ludzkich usmiechach i Charity Shop imienia naszej Sklodowskiej z najfajniejsza fajansowa graciarnia w calej okolicy. Zakupione dwie male miseczki w rozyczki 
i malutka waza na zupe z napisem Rosa Canina po angielsku podobniez nieromantycznie zwana "Psia".

     Popoludniowy spacer po Canock Chase zaczerwienionym ostatnia juz w tym roku  z u r a w i n a  stukajaca raz po raz o dno pudelka i fioletowym wrzosem, zdobiacym teraz okno sypialni i przypominajacym o pieknie, ktore jest tak niedaleko, nie wazne jak daleko od pelnej brzoz ojczyzny...


Przepis na swiateczna zurawine inaczej wyszukany w wirtualnym brytyjskim swiecie, ktorym chetnie sie podziele:

ZURAWINOWE CHUTNEY CZYLI SWIATECZNA ZURAWINA INACZEJ:

Skladniki:
  • 200g zurawiny
  • czerwona cebula sredniej wielkosci
  • 2 nieduze pomidory
  • 100g brazowego cukru
  • 100ml octu winnego lub jablkowego
  • lyzeczka soli
  • 1/2 lyzeczki mielonego imbiru
  • 1/2 lyzeczki mielonych gozdzikow
  • 1/2 lyzeczki czarnego pieprzu
  • lyzeczka czarnych ziaren musztardy
  • 175ml wody
Wykonanie:

1. Owoce zurawiny myjemy, wybieramy listki. Pomidory obieramy ze skorki i kroimy na male kawalki. Cebule kroimy 
w jak najmniejsza kosteczke.
2. Wrzucamy przygotowane produkty do garnka, wlewamy ocet, wode i dodajemy cukier. Zagotowujemy, a nastepnie dusimy powoli, az zurawina popeka. Pod koniec gotowania dodajemy przyprawy i dusimy, az ilosc plynow znacznie sie zredukuje. Okolo 15-20 minut.
3. Jeszcze gorace chutney przekladamy do wyparzonych sloikow (ok.250g.)

Swietnie nadaje sie do mies swiatecznych i tych codziennych. Jesli nie lubicie slodkawego smaku tradycyjnej zurawiny do mies, to chutney was zachwyci. Jest wytrawne dzieki cebuli i pomidorom, a do tego lekko pikantne z powodu przypraw, 
a przez to przebija sie lekko slodkawy smak zurawiny.


Milego tygodnia i oby do weekendu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz