piątek, 24 czerwca 2011

Wypieszczone niedzielne obiadowanie



Jakies poltora miesiaca temu zmienilam prace i ku mej ogromnej radosci po raz pierwszy od dlugich 5 lat, mam kazdy, kazdusienki weekend wolny. Po raz pierwszy od pieciu dlugich lat czuje sie tak, jak czuc sie powinien kazdy z nas:
w piatek rano wstaje z podekscytowaniem wiedzac, ze to ostatni raz w tym tygodniu, kiedy musialam sie zmusic do opuszczenia cieplej poscieli o nieziemskiej godzinie 6.00 rano i po godzinnym sennym snuciu sie po domu, zaprzac mego rumaka (rower - Leaderfoksik) i wyruszyc do pracy. Dzien, kiedy kazda mijajaca godzina przed komputerem zbliza nas do upragnionego odpoczynku. Piatek wieczor to zawsze czyste lenistwo i koniami nikt by mnie z domu nie wyciagnal. Sobota rano to szalencze zakupy - jeden z problemow nie posiadania dnia wolnego w tygodniu, jak odkrylam - w oblezonych przez tlumy sklepach i na targach, potem wkladanie do zmywarki milionow talerzy, mycie podlog i pranie calej gory ciuchow - dzieki Bogu za odziedziczona po "tesciowej" suszarke do ubran. Wieczorem czasem jakis ubawik, czasem spacerek
i zwykla wygodna butelka czerwonego wina dzielona przy dobrym filmie.

Niedziela zas zawsze ma ta swiateczna atmosfere, ktora we mnie zostala z mlodych lat przechodzonych do kosciola
i mimo iz dawno juz nie praktykuje, nie zanika. Moim kosciolem stala sie natura i staram sie modlic posrod cichych drzew przeniknietych sloncem, posrod upajajacego zapachu lip w pelnym rozkwiciei bzyczenia choru owadow. Aby uczcic ten dzien wyciszenia i celebracji, staram sie jak najczesciej ugotowac obiad, ktory jest niezapomniany. Cos, co wkladajac do ust, bede przezuwac powoli, chcac zapamietac ten smak i aromat jak najdluzej, w przeciwienstwie do szybko przelykanych w ciagu tygodnia obiadow.
Nie co tydzien udaje sie mi to osiagnac, ale ten obiad sprzed dwoch tygodni stale pamietam. Niestety zdjecia sa tylko przed, bo posilek byl tak necacy, ze po wylozeniu na polmisek, zapomnialam calkowiecie o aparacie lezacym obok. Bardzo polecam, jesli uda wam sie kupic dobra wiosenna jagniecine.



MOSTEK JAGNIECY Z CHRUPIACA ZIOLOWA SKORKA:
(przepis zaczerpniety z magazynu wydawanego przez angielski supermarket Asda)
Przepis dla dwojga
Przygotowanie: 50 minut


Skladniki:

  • niewielki mostek jagniecy (wiecej na temat jagnieciny mozecie poczytac TU),
  • 2 lyzeczki musztardy francuskiej (ja nie mialam, wiec uzylam normalnej),
  • 2-3 lyzki bulki tartej,
  • duzy peczek ziol (tymianek, natka pietruszki, mieta lub rozmaryn),
  • 35g niesolonego masla


Wykonanie:
1. Rozgrzej piekarnik do 200C. Usun skore z mostka, pozostawiajc tylko cienka warstwe tluszczyku.
2. Rozsmaruj na nim musztarde przy pomocy duzego noza.
3. Aby przyrzadzic ziolowa mase, wrzuc ziola do robota i zmiel je na drobne kawalki, po czym dodaj bulke tarta, miksuj, az utworza ladna mase. Posol i popieprz.
4. Rozpusc maslo i wymieszaj z ziolowa masa. Rozsmaruj na mostku i wloz do lodowki na 30 minut.


5. Po tym czasie wyloz mostek do zaroodpornej brytfanki i piecz w rozgrzanym wczesniej piekarniku przez 35-40 minut. W tym czasie jagniecina upiecze sie pozostajac w srodku rozowa czyli idealna. Wyciagnij z piekarnika, nakryj folia aluminiowa i pozwol odpoczywac przez 10-15 minut.


Polecam z mlodymi ziemniaczkami i sosem mietowym wlasnej roboty lub kuskusem z pistacjami, szczypiorkiem i kilkoma listkami miety.

***Jagniecina i mieta to jedno z tych polaczen jak sol i pieprz co najmniej. Nic nie podkresla lepiej smaku jagnieciny niz mietowy sos - a moze tez pomaga w ukryciu jej silnego zapachu?

MIETOWY SOS NA BAZIE OCTU JABLKOWEGO:


Peczek swiezej miety szatkujemy bardzo drobno lub mielimy w procesorze, po czym gotujemy przez jakies 10 minut
w takiej ilosci octu jablkowego, aby je lekko przykryc. Dodajemy 2 lyzki fruktozy lub ksylitolu (ostatecznie cukru). I voila! Gotowe. Najlepiej przechowywac w jakims malutkim sloiczku, nawet do 6 miesiecy - ocet konserwuje, wiec nie musi stac w lodowce, nawet po otwarciu. Mozna jego lyzeczke polaczyc z majonezem dla uzyskania przecudownie delikatnego mietowego kremu.

***Jest to bardzo angielski przepis i polaczenie. Jagniecina jest tu uwielbiana i uwazna za wielkanocne mieso. A najlepsza jest podobno ta z Walii - ta tez jadlam, ale nie mam jeszcze porownania ;)

Koniec i pa!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz